22 lutego 2011 roku odbył się w naszej szkole konkurs ortograficzny. Uczniowie zmagali się z fragmentem tekstu autorstwa prof. Andrzeja Markowskiego. Wkrótce wyniki konkursu.
Poniżej zamieszczamy tekst dyktanda. Sprawdź czy potrafiłbyś napisać poprawnie!!!
Przygoda w porcie.
Ekspolicjant Hubert spojrzał od niechcenia na swój zegarek, na wpół
przysłonięty sczerniałym rękawem płaszcza nieprzemakalnego. Czyżby naprawdę
było już wpół do ósmej? Nie w smak mu było sterczeć tak w deszczu i na
wietrze, wprawdzie nie tak silnym, jak szkwał, ale niewątpliwie wróżącym
sztorm. "I w zasadzie robię to za półdarmo" - pomyślał zirytowany. Sponsor,
który wyglądał na Anglika, a okazał się wkrótce potem Szwedem, angażując go,
mówił wprawdzie, że taki fachowiec jest niezastąpiony, że zanimby znalazł
kogo innego, minęłoby mnóstwo czasu i mogłoby wówczas dojść do chryi, ale
te wszystkie zachęty, ochy i achy nie szły w parze z hojnością. Hubert
przyjął jednak zlecenie, które zrazu wydało mu się błahostką w porównaniu z
tym, co robił dotąd w czasie trzyipółletniej pracy w
północno-wschodniopolskim oddziale firmy "Sfinks" na Białostocczyźnie.
Jednakże wkrótce potem okazało się, że niewywiązanie się z misji może być
bardziej prawdopodobne niżby można było przypuszczać, a to niedwuznacznie
groziło nie tylko utratą członkostwa tej antypolicji, do której przystał,
lecz także spotkaniem oko w oko z nieokrzesanym bosmanem udającym chorążego,
który kierował tą akcją.
Nieznaczny ruch na nabrzeżu przerwał mu te rozważania. Drogą w poprzek, a
właściwie nieco na ukos, w kierunku budowanego jachtu, przeszedł jakiś
barczysty supermężczyzna, wlokący coś za sobą. Hubert na darmo wytężał
wzrok. To wydawało mu się, że jest to coś w kształcie przykrótkiej trombity,
zheblowanej po bokach, to znowu, że wpółżywy ze zmęczenia osiłek ciągnie
fragment stępki okrętowej. Naraz mężczyzna zachwiał się, zrobił taki gest,
jakby go zakłuło w boku, i upuścił ładunek. Zsiniały z bólu mężczyzna
znienacka osunął się na ziemię tuż-tuż obok Huberta. Ten wyskoczył ze swego
ukrycia, ale niechcący zawadził końcem buta o jakiś stary szlauch, leżący
nieopodal, i runął jak długi. Lamenty i krzyki obu wpółmartwych
pseudoagentów zagłuszył szum huraganu.